W dzień powrotu pogoda zdecydowanie zniechęca do opuszczenia Yak Kharka. Prawdę mówiąc, jest dziś tak pięknie, ze poważnie rozważam spędzenie tu reszty życia – wysoka, wisząca dolina, wokół 5-6-tysięczne ośnieżone szczyty, nade mną nieskazitelny błękit. Otrząsam się z uroku, pakuję plecak, płacę – 2000 rupii za trzy noce, jedzenie, herbatę, kawę, herbatniki i inne zapasy. Zdarzało mi się niewiele mniej płacić za jedną dobę. Potem siadam z dziadkiem przed hotelem. Słońce grzeje, iść nie mam najmniejszej ochoty. Zostaję siedzieć na zboczu, pić herbatę i rozkoszować się widokami, spokojem i odcięciem od cywilizacji. Zaczynamy rozmawiać, stary Sherpa opowiada mi swoich jakach – smutna to historia, dwa z nich zagubiły się w górach, pozostałe trzy zeszły do Khongmy, gdzie wyzionęły ducha, albo zostały zarżnięte. Potem rozmowa schodzi na tematy rodzinne, co jest pewnym wyzwaniem, mieszanina nepalskiego, angielskiego i języka migowego nie do końca oddaje złożoność relacji wewnątrz szerpańskiego klanu. Ostatecznie zbieram się do drogi – dziadek na koniec zachęca mnie do powrotu – pokazuje gestami, że mam wrócić i wspiąć się na Makalu. Mówi coś w ramach uzasadnienia “Timro…”, czy “Ty…”, nie rozumiem poszczególnych słów, nie ma tu też nikogo, kto pomógłby mi w tłumaczeniu. Jestem jednak w stanie wywnioskować, ze oczach Dziadka godzien jestem wejścia na Wielka Górę. Możliwe, że mówi to każdemu, tak czy inaczej, jest mi miło. I jak mam nie wracać do Nepalu?
Zejście na niziny męczące – robimy po dwa przewodnikowe dni dziennie. Pierwszy dzień (Yak Kharka – Dobate) jest męczący, drugi (Dobate – Tashigaon) rewelacyjny – prawie że wbiegamy na Shipton La, trzeciego w koszmarnym słońcu docieram do Num na skraju odwodnienia, ale zadowolony z życia.
W Tashigaon nieprzyjemna sytuacja, okazuje się, że mimo że porter pracował 8 dni, mam zapłacić za 10, bo tyle oficjalnie trwa wyprawa do MBC i z powrotem. Walczę z tym trochę, ale ostatecznie ustępuje. Poirytowany nie daję Lakpie napiwka, na który zasłużył. Potem będę miał lekkie wyrzuty sumienia, nie jego wina, padł ofiarą chciwości swojej rodziny.
W Num spotykam parę Francuzów. Spędzamy większość dnia i wieczór na rozmowach. Obydwoje pracują dla Air France, co pozwala im bez ograniczeń i za darmo latać po świecie w wolnych chwilach. Bardzo dobra opcja, powinienem rozejrzeć się za pracą w lotnictwie.
Relacja z Francuzami wkrótce okaże się interesującym przyczynkiem do rozważań o zaletach podróżowania samotnie.