23.IV.2012 – Yazd.

Jedyną negatywną stroną hotelu, w którym się zatrzymałem jest fakt, że nie chcę mi się go opuszczać. Leżenie na fotelo-łożach wokól chłodnego dziedzińca rozleniwia całkowicie. Śniadanie jem ponad godzinę i tylko wrodzone poczucie obowiązku wygania mnie do miasta.

Wąskie uliczki wśród błotnych ścian równie urocze w słońcu, jak po zmroku – masa mocnych światłocieni, dosyć trudnych do sfotografowania. Trzy meczety, od których mam zacząć zwiedzanie zamknięte. Ruszam więc do muzeum wody. Yazd słynie z dwóch nietypowych konstrukcji – badgirów i quanatów. Badgiry, czyli wiatrołapki, to prostokątne w przekroju kominowate konstrukcje, żebrowane na każdym z boków. Ich zadaniem jest łapanie wiatru i wpuszczanie go do pomieszczeń, nad którymi zostały zbudowane. Deski na ścianach badgirów zostały ustawione pod takim kątem, żeby zasysać pustynne wiatry i kierować je w określonym kierunku. Bardzo ekologiczny odpowiednik klimatyzacji, mający ok. 3000 lat. Drugi wynalazek – ten, któremu poświęcone jest muzeum wody – to quanat. Lekko nachylony kanał, a właściwie podziemny korytarz, który doprowadzał do miasta wodę z górzystych rejonów, odległych nieraz o kilkadziesiąt kilometrów.

Do quanatów prowadziły długie schody, zagłębiające się pod ziemię na kilkanaście metrów. Na dole schodów budowano zwykle okrągłe pomieszczenia, które – w zależności od lokalizacji spełniały różne funkcje. Najbliżej wejścia kanału do miasta znajdowało się pomieszczenie do pobierania wody. Gdzieś w środku biegu budowano chill-out room z niewielką sadzawką oraz spiżarnią (wiktuały przechowywano na platformie opuszczanej nad wodę z poziomu ulicy). Tutaj, na ławach wokół sadzawki, mężczyźni spędzali najgorętsze godziny dnia, a takie pomieszczenie nosiło nazwę Payab. U wylotu kanału z miasta znajdowała się pralnia, nazywana Sardab.

Po kilku godzinach krążenia wiem już, że stare miasto jest główną atrakcją Yazd. Poza tym mamy, rzecz jasna, szereg meczetów, a także więzienie, gdzie więźniów trzymał ponoć sam Aleksander Wielki, czy też grób 12 imamów. Robią one jednak wrażenie znacznie mniejsze niż wędrówki po starym mieście. A samo stare miasto ze swoimi klimatycznymi hotelami to idealny punkt na kilka dni przerwy w podróży po bliskim wschodzie.

Im bliżej końca dnia, tym bardziej ciągnie mnie na chłodny, hotelowy dziedziniec z sadzawką. Ostatecznie wracam tam późnym popołudniem i zalegam z notatnikiem na kilka godzin, uzupełniając dziennik i planując jutrzejsze eskpady w okolice Yazd.