23.IX-03.X.2013 – Kathmandu, Dharmashringa.

Totalne niepowodzenie trekkingu do Dolpo dosyć mocno pokrzyżowało mi plany. Nagle okazało się, że mam prawie miesiąc czasu, który w jakiś sposób trzeba zagospodarować. O mocno nadszarpniętej motywacji do dalszej części podróży już nie wspominając.

Szczęśliwie okazuje się, że 10-dniowy kurs medytacji Vipassana, który zaplanowałem na początek listopada, da się przesunąć na koniec września. Nie wiele myśląc, decyduję się na taką opcję i kilka dni później, w samo południe melduję się w punkcie rejestracji w centrum Kathmandu.

Vipassana to bardzo ciekawe zjawisko, całkowicie agnostyczna technika medytacji, której nauczał Budda Guatama w latach po osiągnięciu oświecenia aż do śmierci. Organizacja, która prowadzi te kursy (http://dhamma.org) działa na zasadzie non-profit, kursy są darmowe (na koniec możliwe jest zostawienie datku), nauczyciele nie są opłacani. Sieć ośrodków obejmuje cały świat, niektóre to bardzo rozbudowane centra medytacji. Takim ośrodkiem, położonym na wzgórzach nad Kathmandu, jest Dharmashringa. Piękny kompleks, wśród uroczych, tropikalnych ogrodów.

Po rejestracji, która obejmuje również krótką rozmowę z nauczycielem, zostajemy zapakowani do mikrobusa i przewiezieni do ośrodka. Tutaj trzeba zdać paszport, pieniądze, cały sprzęt elektroniczny, materiały do pisania i książki.

Wymagają tego dosyć restrykcyjne wymogi tej techniki, które zakładają, że przez 10 dni, uczestnik nie będzie komunikował się z innymi uczestnikami (można rozmawiać z nauczycielami na tematy dotyczące samej techniki, jak i kwestii organizacyjnch), nie będzie czytał, pisał, słuchał muzyki, wykonywał ćwiczeń fizycznych i utrzymywał jakichkolwiek kontaktów ze światem zewnętrznym. Jest tylko medytacja, sen i lekkie posiłki.

Zwykły dzień zaczyna kursu zaczyna się o 0400. O 0430 są pierwsze dwie godziny medytacji (nie będę tu wchodził w szczegóły samej techniki), o 0630 śniadanie, potem do 0800 przerwa. Od 0800 do 0900 medytacja w grupie, od 0900 do 1100 w grupie lub indywidualna. O 1100 obiad i przerwa do 1300. Od 1300 do 1430 medytacja indywidualna, od 1430-1530 medytacja w grupie, potem do 1700 medytacja w grupie lub indywidualna. O 1700 bardzo lekka kolacja, trochę owoców i ziołowa herbata. Od 1800 do 1900 medytacja w grupie, od 1900 do 2030 wykład założyciela szkoły S. Goenke, potem krótka medytacja i czas na sesję pytań i odpowiedzi. O 2130 lulu.

Po pierwszym dniu jestem bardzo optymistycznie nastawiony do najbliższej przyszłości. Milczenie przychodzi mi z łatwością, sama medytacja również. Drugi dzień zaczyna się umiarkowanie dobrze, potem z każdą godziną jest gorzej. Pod koniec dnia decyduję się przerwać kurs, mam jakiś podświadomy impuls, który każe mi stamtąd uciekać. Jeden z nauczycieli próbuje mnie przekonać do pozostania, ale nie daję się namówić. Zdecydowanie nie jestem gotów stanąć twarzą w twarz z tym, co mi siedzi w podświadomości.

Będę potem koszmarnie rozczarowany, w sumie poddałem się bez walki. Ale i te dwa dni na coś się przydały, uświadomiłem sobie bowiem, że zupełnie nie mam ochoty na dalszą podróż, że najprawdopodobniej nie miałem na nią ochoty od samego początku, ale łudziłem się, że kiedy już wpadnę w wir miejsc i zdarzeń, to wróci i ochota i satysfakcja z kolejnej eskapady. Nie wróciła, więc decyduję się wrócić do domu. Może po paru tygodniach odzyskam ochotę do działania i zrealizuję jakaś okrojoną wersję pierwotnego planu.

Leave a Reply