Nakhon Si Tammarat.

Jako że lot do Bangkoku (skąd polecę do Vientiane) mam wcześnie rano, a dotarcie na lotnisko w Nakhon Si Tammarat z mojej wioski zajmuje jakieś dwie godziny, decyduję się przyjechać do Nakhon dzień wcześniej, przenocować tam i przy okazji może obejrzeć miasto.

Nakhon Si Tammarat, widok z okna.

Nakhon Si Tammarat, widok z okna.

Jeśli chodzi o logistykę, pomysł znakomity. Jeśli chodzi o wrażenia estetyczne, niespecjalnie. Nakhon jest koszmarnie brzydkie, jak większość małych miast w tej części świata. Zagrzybiony beton, aluminum, plątaniny kabli telefonicznych i elektrycznych, praktycznie zero zieleni. Nawet rzeka przecinająca miasto została wpuszczona w betonowy kanał i zredukowana do przerośniętego rynsztoka. Jedyny wyjątek to świątynie, których kolorystyka i architektura w niewielkim stopniu równoważą powszechną szarość.

Czytam właśnie Dogs and Demons Alexa Kerra. Dosyć przerażającą analizę dysfunkcji ustroju i społeczeństwa w Japonii. Jednym z charakterystycznych jej przejawów jest skłonność do betonowania wszystkiego, co naturalne. Koryt rzek właśnie, morskich brzegów, zboczy gór i rzecz jasna wszyskiego w miastach. Kerr pisze, że spora część japończyków uważa naturalny krajobraz za brudny, prymitywny i poniekąd przestarzały. Dopiero betonowy banał daje im pewien komfort i satysfakcję. Takie podejście powoduje nie tylko dewastację środowiska naturalnego, ale też eliminację tradycyjnego drewnianego budownictwa.

Podobny proces ma miejsce w większości azjatyckich państw. Drewno, jako budulec, zastępowane jest betonem i blachą falistą, drzewa wycinane, ziema pokrywana betonem i asfaltem. Efektem jest wizualny banał i wszechogarniająca brzydota. Nakhon jest tego znakomitym przykładem, ale takich miast są tysiące.

Na plus za to uliczne stragany z jedzeniem. Bardzo zróżnicowane, jedna z pań straganiarek miała nawet szaszłyki z tofu. Co prawda smakowały rybą, więc trudno powiedzieć co to de facto było.

Gdy o świcie jechałem na lotnisko, mnisi akurat wyruszali po jałmużnę. Ten aspekt tajskiego życia systematycznie mi umyka – nie dość, że mieszkam na uboczu, to jeszcze budzę się nieco po świcie.

Leave a Reply