High in the sky.

Pamiętam, że jesienią 2014, podczas pierwszej wizyty w Bangkoku, po miesiącu włóczęgi po Bangladeszu, totalnie zafascynowały mnie tutejsze wieżowce, których większość spełnia funkcję mieszkalną. Nawet nie chodziło o architekturę, czy kwestie techniczne, w końcu dom, wysoki czy niski, to kolejny dom, ale bardziej o psychologię życia w takim budynku.

Kilka tygodni temu oglądałem niezbyt dobry kryminał – The Columbus Circle. Zamysł filmu opierał się na osobie, która od kilkunastu lat nie opuściła swojego mieszkania (bardzo dużego mieszkania) na jednym z wyższych pięter nowojorskiego wieżowca. I, nie ukrywam, takie świadome wycofanie się ze świata, bardzo do mnie przemówiło. Bohaterka co prawda nie tyle lubiła być sama, co odreagowywała jakąś traumę. Nieco później przeczytałem niezłe sci-fi Paolo Bacigalupi (nota bene, również autora bardzo udanej książki sci-fi, osadzonej w Tajlandi XXIII w., The Windup Girl), The Water Knife, w którym ludzkość (w każdym razie ta część, która może sobie na to pozwolić), żyje w samowystarczalnych arkologiach o własnych ekosystemach, podczas gdy na zewnątrz, zniszczony globalnym ociepleniem klimat sieje ogólne spustoszenie. Te arkologie automatycznie skojarzyły mi się z tutejszymi kondominiami.

One w sumie też tworzą swoje własne ekosystemy – może nie w sensie klimatu, ale w sensie zaspakajania podstawowych potrzeb bez konieczności schodzenia na poziom ulicy. W większości tych budynków są baseny i siłownie, do tego mniejsze lub większe ogrody na dachach, zakupy można zamówić przez internet, dostęp do internetu jest szybki i powszechny, więc jeśli tylko nie ma się atawistycznej potrzeby przebywania z innymi homo sapiens, można prowadzić tu bardzo komfortowe życie w całkowitej praktycznie samotności, jednocześnie będąc w samym środku jednego z większych skupisk ludzi na świecie. I mając znakomite widoki na rzeczone skupisko, w ramach pożądanych bodźców estetycznych.

Okolice Phrom Pong o zachodzie słońca.

Okolice Phrom Pong o zachodzie słońca.

Co ciekawe, takie odcięcie się od świata zaczyna być wykorzystywane jako element marketingu. Dzisiaj obok stacji BTS Phrom Pong, widziałem billboard reklamujący nowy apartamentowiec – napis “Total seclusion” na czarnym tle.

Mizantropia dla mas!

Ja co prawda uwielbiam bangkockie (przymiotnik równie zgrabny, co hongkońskie, ale – jak mniemam – poprawny) ulice – szczególnie po zmroku, kiedy miasto przechodzi swoistą metamorfozę – więc regularnie zapuszczam się w wąwozy między ścianami szkła i stali. Co nie zmienia faktu, że możliwość odseparowania się od wszystkiego i wszystkich, gdzieś pod chmurami, ma w sobie gigantyczny urok.

Leave a Reply