Baan Miro.

Po długich i nieco frustrujących poszukiwaniach udało mi się znaleźć akceptowalne mieszkanie w Bangkoku.

Rynek nieruchomości w BKK jest dosyć specyficzny. Przede wszystkim, przeważają (99%) umowy na czas określony, praktycznie zawsze na min. rok, co nie jest specjalnie elastycznym rozwiązaniem. Umowy na czas nieokreślony z danym terminem wypowiedzenia praktycznie się nie zdarzają. Do tego dochodzi konieczność wpłacenia kaucji w wysokości dwu-, a czasem nawet trzymiesięcznego czynszu.

I tak mamy rynek pełen mieszkań, które przez większość czasu stoją puste. Co gorsza, te mieszkania są często bardzo atrakcyjnie wycenione – można znaleźć stukilkudziesięciometrowe mieszkania w nieco starszych kondominiach za 25000-30000 THB za miesiąc, co tylko pogłębia frustrację osoby szukającej lokum na kilka miesięcy. Inna sprawa, że kiedy już zdecydujemy się wynająć coś na rok, to wybór mamy praktycznie nieograniczony.

Agenci rzadko kiedy są skłonni oferować coś na krócej niż rok, a jeśli już, to zazwyczaj są to mieszkania bardzo mało atrakcyjne. Na krócej można wynająć serviced apartments, ale te z kolei kosztują 2-3 razy więcej niż zwykłe mieszkania.

Z całą pewnością dziwaczny jest tu też sposób liczenia powierzchni mieszkania. W weekend oglądałem dwa miekszania typu studio, obydwa z deklarowaną powierzchnią w okolicach 35 m2, które z całą pewnością nie miały więcej niż metrów 20, może 25.

Ale upór popłaca – ostatecznie udało mi się trafić na mieszkanie wynajmowane bezpośrednio przez właściciela, w dosyć popularnej ostatnio dzielnicy Thong Lor. Nieco daleko od BTS, nieco nietypowy układ (jeden bardzo duży pokój plus osobno kuchnia), za to w bardzo dobrze wyposażonym budynku. Do tego elastyczna umowa, praktycznie niespotykana w BKK – na czas nieokreślony, z 30-dniowym okresem wypowiedzenia, bez minimalnego okresu najmu.

Musiałem tylko mocno negocjować kwestię trzymania roweru w mieszkaniu, co tutaj uchodzi za rzecz co najmniej ekscentryczną. Ale nie zostawię przecież Fudżika na pastwę monsunowych zywiołów!

Ergo wychodzi na to, że zapuszczam delikatne korzenie w mieście aniołów.

Muszę napisać kilka słów o jeździe rowerem po Bangkoku – wbrew pozorom jest to miasto bardzo przyjazne cyklistom.