Bangkok w czerni.

Od śmieci króla Bangkok działa w stanie lekkiego wyciszenia. Niby wszystko funkcjonuje jak do tej pory, ale ludzie są autentycznie smutni i przygaszeni – i nie czuć w tym pozy, udawania. Większośc ubrana na czarno, albo przynajmniej z czarną tasiemką przypiętą do ubrania. Popularność czarnych ubrań była w pewnej chwili tak duża, że rząd musiał wprowadzić kary za sztuczne windowanie cen.

Praktycznie każdy sklep, czy punkt usługowy, został ozdobiony czarno-białymi wstęgami. Na każdym kroku stoją też niby ołtarze ze zdjęciem króla, wstęgami, kwiatami etc. Jeden powstał nawet w lobby mojego condo.

Przez kilka dni obowiązywał zakaz sprzedaży alkoholu w sieciowych sklepach typu 7-Eleven, pozamykane były także bary. Tajowie jednak i tutaj wykazali się praktycznym podejściem do życia i w małych sklepach rodzinnych (przez anglojęzycznych farangów określanych jako mom and pop shops) bez większych problemów można było kupić piwo. Zresztą to samo dzieje się przy wszelkich świętach buddyjskich. Mamy tu zderzenie rzeczywistości deklaratywnej i tej najzupełniej autentycznej.

Pod Pałacem Królewskim tłumy, z całej Tajlandii ściągają pielgrzymki, które chcą ostatni raz oddać cześć królowi. Zdarzają się okazjonalne spięcia, ale na większą skalę nie dzieje się nic poważnego.

Żałoba zbiegła się z ostatnimi tygodniami mojego pobytu w TH: zdecydowałem się wrócić do Polski na początku listopada. W Tatrach pierwsze śniegi, brakuje mi już też trochę Warszawy, choć kontekst polityczny zupełnie nie zachęca do powrótu.

Leave a Reply