Ostatnie tygodnie przyniosły sporo kulinarnych odkryć, o których nie zawsze chciało mi się pisać, że nie wspomnę już o robieniu im zdjęć. Natomiast pojawiło się coś, co na stałe weszło do mojego jadłospisu, a mianowicie makaron soba.
O soba dowiedziałem się przypadkiem – spacerując w stronę BTSu ze swoją koreańską instruktorką jogi. Rozmawialiśmy o różnych produktach dobrych na zapalenie gardła, które właśnie przechodziłem. I tak dowiedziałem się o soba noodles. Jako że niezbyt dobrze znoszę gluten, do wszelkich makaronów podchodzę ostrożnie. Research wykazał, że te akurat kluski robione są z mąki gryczanej (wyłącznie gryczanej albo z dodatkami innych mąk, więc trzeba mieć się na baczności). Kolejnego dnia wybrałem się więc do Korean Town i zakupiłem 1.5kg (najmniejsze dostępne) opakowanie soba.
Kluski są bardzo estetycznie pakowane: podzielone na pęczki owinięte papierową taśmą. Gotuje się prosto – trzeba wrzucić do wrzątku na 7 minut. Mają lekko orzechowy smak, można je jeść na słodko albo słono. Znakomicie komponują się z zupą miso, sprawdzają się jako baza do sałatki ze świeżych warzyw albo jak tradycyjny makaron do różnych smażonych/duszonych potraw.
Trafiłem też ostatnio (i to w lokalnym supermarkecie – Big C – a nie, jak do tej pory, na ulicznym straganie) na lokalny przysmak – ikrę w liściu bananowym. Rzecz smakowo odbiega nieco od kawioru (mniej więcej w takim samym stopniu jak Radom odbiega od dowolnej światowej metropolii), ale sprawdza się jako okazjonalne urozmaicenie. Wersja uliczna jest smaczniejsza, jako że oprócz pasty ikrowej są w niej rozmaite zioła, posiekane papryczki chili i przyprawy. Wersja sklepowa jest bez dodatków.
Na zdjęciu poniżej wersja zapakowana i gustownie spięta gumką recepturką. I to nie koniec plastiku – sama ikra w środku jest dodatkowo owinięta w folię. Tajowie generalnie mają dużą słabość do plastiku – w sklepie praktycznie każdy produkt musi być zapakowany w foliową torbę, czasem dwie i dopiero tak zabezpieczony może zostać umieszczony w docelowej torbie (plastikowej, rzecz jasna).
Wersja uliczna wiązana jest trzciną, co nie tylko jest sustainable, ale i wygląda bardzo estetycznie. Dodatkowo w środku nie ma folii.