Wat Hong Thong.

Jak pisałem wcześniej, w piątek dostałem do ręki tutejsze prawo jazdy. Wczoraj, czyli w sobotę, rano pojechałem na On Nut wypożyczyć skuter (wypożyczenie neo-oldskulowej Yamahy Filano to wydatek 3000 THB na miesiąc), a popołudniem, już na skucie, pojechałem na jogę. Dzisiaj z kolei, w ramach walki z niedzielnym ennui, zrobiłem pierwszą wycieczkę krajoznawczą – 120 km.

W sumie podobne dystanse pokonywałem też na rowerze, więc nic to wielkiego, ale biorąc pod uwagę, że był to mój drugi dzień samodzielnego skuterowania, potraktowałem sprawę jako dalszy ciąg szkolenia praktycznego.

Pojechałem do Wat Hong Thong – świątyni położnej na brzegu Zatoki Tajskiej. De facto w samej zatoce, bowiem budynki świątyni stoją na betonowych palach, w wodzie. Skwapliwie zawiozłem na miejsce aparat i trzy obiektywy, spodziewając się relatywnych pustek i wyludnienia. Nic bardziej błędnego – w światyni festyn (prawdopodobnie w związku z obchodami rocznicy Rewolucji Syjamskiej, która miała miejsce 24 czerwca 1932). Do tego akurat był odpływ i świątynia stała w mule, a nie w wodzie. Słońce operowało ze zdwojoną siłą, muł pachniał gnijącą rybą i wodorostem, wokół kłębiły się stada niedzielnych bachorów i równie niedzielnych rodziców.

Z Ekkamai do Wat Hong Thong.

Jak można się spodziewać, nie zabawiłem tam długo i w ramach celebracji introwertyzmu (i mizantropii) nie zrobiłem ani jednego zdjęcia.

Co nie zmienia faktu, że wycieczkę uważam za niezwykle udaną. Po pierwsze mogłem prześledzić, jak Bangkok zmienia się od centrum po przedmieścia, by wreszcie przejść w niewymuszoną prowincję, gdzie lokalsi wędkują nad kanałami, a wzdłuż drogi stoją stragany z suszoną rybą, kokosem i kwiatami. Po drugie, zżyłem się nieco ze skuterem, nabrałem więcej pewności w manewrach i zacząłem jeździć nieco szybciej niż 30 kmh.

Myślę, że będę kontynował te wycieczki. Muszę tylko jeździć w długim rękawie i pełnym kasku. Dzisiejsze kilka h skutecznie usmażyło mi skórę twarzy i rąk. Do tego muszę kupić maskę smogową – to, co wydobywa się z lokalnych autobusów, to już nawet nie są spaliny, tylko agresywna toksyplazma w postaci gazowej. Boję się myśleć, co trafiło do moich wypielęgnowanych płuc przez ostatnie dwa dni. Zastanawiam się też nad zmianą skutera na taki z szybą z przodu (owiewką chyba). Przy prędkościach > 70khm zaczyna zwiewać mnie z siodełka i w ogóle aerodynamika jest mocno kulawa. Ale może to specyfika skuterów in general.

Leave a Reply