Jak już wielokrotnie wspominałem, mam gigantyczną słabość do gekonów. Co prawda w Bangkoku jest ich mniej niż na prowincji (w Khanom miałem w domu kilka średniej wielkości jaszczurek), ale są. W wysokich budynkach siłą rzeczy trafiają się rzadziej (chyba tylko najbardziej persystentne gady wlezą na 30 piętro), natomiast w Ekkamai, gdzie teraz mieszkam, domy są niskie, wokół pełno ogrodów, więc o gekony łatwiej. Tylko, że tutaj do mieszkania wchodzą mi tylko malutkie, kilkucentymetrowe osobniki. Większe można usłyszeć w ogrodzie, ale do tej pory nie widziałem żadnego na oczy.
Zakładałem zawsze, że gekon duży i mały to ten sam gatunek, tyle że w różnym wieku. Ostatnio dowiedziałem się, że nie – małe gekony, te które odwiedzają mnie w Ekkamai, nazywane jing johk (จิ้ง จก), to inny gatunek niż większe, nieco straszne gekony dtook gae (ตุ๊ก แก), czy po prostu tokay. Tokaye potrafią dorosnąć nawet do 40 cm i mają typowo gadzią fizjognomię. Jing jok sa nawet określane jako house gecko, jako że domy często są ich habitatem.
Te małe gekony praktycznie nie wydają dźwięków. Natomiast tokaye generują nieco niepokojące odgłosy, kojarzące się wołaniem nocnych ptaków. I w swojej ignorancji tak właśnie klasyfikowałem ten dźwięk przez ostatnie kilka miesięcy – wyobrażałem sobie nawet, że to mocnej budowy ptak z grubym dziobem. Te dźwięki są interpretowane na różne sposoby (zresztą nazwy jing jok i tokay są próbą zapisania tych odgłosów). Ponoć amerykańscy żołnierze w Wietnamie nazywali je fuck you lizard, jako że ich wołanie kojarzyło się im ze słowami fuck you.
Mam wrażenie, że jest jeszcze trzeci gatunek, albo odmiana, coś pośredniego między gekonem domowym a tokayem, jeśli chodzi o wielkość. Te były najbardziej powszechne w Khanom właśnie – ich wołanie to było wyłącznie pulsujące kląskanie, podobne do tego, które można usłyszeć na samym początku nagrania z linku powyżej.
Tajowie wierzą, że gekony to inkarnacje ich dziadków/babć, a ich wołania mają ostrzegać przed niebezpieczeństwem. Duże gekony mogą wzbudzać u niektórych niepokój, więc lokalny sposób na złapanie gekona, to przywiązanie do kija pęku liści tytoniu i podsunięcie ich jaszczurce pod nos – olejki eteryczne powodują, że gad robi się ospały i można go schwytać, a następnie wynieść do ogrodu. Ewentualnie zjeść – Tajowie wszak zjedzą wszystko, a i ciekawi świata farangowie, którzy lubią podobne eksperymenty, pewnie nie pogardziliby jednarazową przygodą z gekonem z grilla.
Duże gekony mają dosyć silne szczęki i potrafią skutecznie złapać za palec. W takiej sytuacji należy palec z gekonem włożyć pod wodę – po jakimś czasie gekon zostawi palec, żeby nabrać powietrza. Można też zastosować patent z liśćmi tytoniu (co jednak może być problematyczne, jeśli nie mieszka się na głębokiej prowincji).
Małe gekony jing jok to także popularny motyw tajskich amuletów – amulet z dwoma splecionymi gekonami (plus święte olejki, włos Buddy i trochę magicznych inkantacji) gwarantuje powodzenie w relacjach z płcią przeciwną, handlu i generalnie kontaktach z ludźmi. Idealne dla introwertyków i mizantropów!
Poniżej zdjęcie ze straganu w świątyni Wat Mahabut nad kanałem Phra Khanong. Amulet z gekonem leży w środku – figurka pływa w poświęconej oliwie i ma naklejony płatek złota.
Pingback: Z powrotem w Indochinach. | Yak Kharka
Pingback: Tokaje. | Yak Kharka