Trek zaczynamy o 0830, przed siedziba Miss Sajgon, w zadrzewionej, bocznej uliczce. Jest nas dwie grupy po osiem osob, szczesliwie trafiam do tej z nizsza srednia wieku, chyba wszyscy sa przed 30-tka. Ja rowniez, wizualnie w kazdym razie. Poza mna dwoch Anglikow – Jonah i Sebastian, para Francuzow, niesmialy Czech Michal, Maltanczyk Nicolas i duza blond Belgijka, nauczycielka z Antwerpii. Szczesliwie ani jednego hamburgera.
Category Archives: 2012
27-29.XI.2012 – Inle.
Swiezo po dotarciu do Nyaungshwe decyduje sie zostac tam trzy noce. Nie mam konkretnych planow, ale podoba mi sie atmosfera w klasztorym dormitorium, poza tym mam ochote nieco zwolnic tempo podrozy. Sprawy jednak zaczynaja toczyc sie swoim torem, pare godzin po rozlokowaniu sie w klasztorze, zaczepia mnie Czech Michal. W porcie poznal pare Polakow i zdecydowali sie wynajac lodz nastepnego dnia na wycieczke wokol jeziora. Maja jeszcze wolne miejsca, wiec moge dolaczyc.
30.XI-02.XII.2012 – Hsi Paw.
16h w autobusie to nie przelewki, poza tym to moja druga zarwana noc, wiec do Hsi Paw docieram w stanie lekkiej zombifikacji. Chwilke krążę szukając swojego GH – zamiast wyciagnac mape, pytam lokalnych policjantow, ktorzy kieruja mnie w złą stronę. Ostatecznie docieram do Golden Doll, znanego tez jako Mr. Kid. Wlascicielka na moj widok mowi – you very tired, you must sleep. Trudno sie nie zgodzic.
03-04.XII.2012 – Hsi Paw-Yangon-Kinpun.
Autobus do Yangonu przyjezdza i odjezdza o czasie, co jest pewna niespodzianka, biorac pod uwage, ze autobus z Nyaungshwe spoznil sie prawie godzine. Obok mnie birmanka z dzieckiem, ktore przez duza czesc drogi bedzie rzygac. Szczesliwie nie w moim kierunku. W busie ok. 12 stopni z tendencja spadkowa, na zewnatrz 35. Przesladuja mnie wizje powolnego konania na zapalenie pluc z powiklaniami. Przed odjazdem wybralem sie do lokalnego lapiducha po pigulke na sen. Dostalem cos zoltego, na pytanie co to i czy mocne, odpowiedzal: slabe, 5 mg. Ide na calosc i polykam od razu cala. Dziala specyficznie, nawet nie jestem senny, co mocno zobojetnialy, mam tez lekkie problemy z rownowaga. Generalnie przeklada sie to na fakt, ze najlepiej czuje ske w pozycji pollezacej. Przesypiam dzieki temu polowe z 16h podrozy.
05-06.XII.2012 – Hpa An.
Po wizycie na Złotej Skale i otarciu się o odpustowy biznes tamże, jadę do Hpa An bez większych oczekiwań. Wyjazd powoli dobiega końca i ta wizyta na południu była – w założeniu mniej atrakcyjną – alternatywą dla Mrauk Oo. Hpa An i okolice zaskoczyły mnie jednak bardzo pozytywnie.
07.XII.2012 – Mawlamyine.
Po dwóch intensywnych dniach w Hpa-An, ruszam głębiej na południe, do Mawlamyine, o którym to mieście pisał ponad 120 lat temu Rudyard Kipling, w wierszu “Mandalay“:
By the old Moulmein Pagoda, lookin’ eastward to the sea,
There’s a Burma girl a-settin’, and I know she thinks o’ me;
For the wind is in the palm-trees, and the temple-bells they say:
“Come you back, you British soldier; come you back to Mandalay!”
Come you back to Mandalay,
Where the old Flotilla lay:
Can’t you ‘ear their paddles chunkin’ from Rangoon to Mandalay?
On the road to Mandalay,
Where the flyin’-fishes play,
An’ the dawn comes up like thunder outer China ‘crost the Bay!
08.XII.2012 – Mawlamyine-Bago.
Żal mi trochę opuszczać Mawlamyine, ale czas, jaki zaplanowałem na ten wyjazd powoli się kończy, a chciałbym jeszcze mieć dla siebie dobę w Yangonie i odwiedzić Bago, które słynie z ekstrawagancko wielkich posągów Buddy. Nota bene, dopiero kilka miesięcy później wpadnę na pomysł, że przecież – przy moim aktualnym, freelancerskim, trybie życia – mogę swoje eskapady planować bez górnego limitu czasu, jaki na nie przeznaczę. Niechybnie pokutuje u mnie jeszcze podświadomie postkorporacyjne zeszczurzenie mentalne. Przecież dwa bilety w jedną stronę są niewiele droższe (a czasem nawet tańsze) od biletu powrotnego, a komfort psychiczny i spokój ducha znacznie większy. Mocniejsze skupienie na tu i teraz, mniejsze na gdzieś, jutro. Z tym założeniem zamierzam podejść do swojej kolejnej azjatyckiej wędrówki.