Podróż do Pokhary, podobnie jak większość autobusowych podróży w tej części świata, wymaga dosyć wczesnego rozpoczęcia dnia. Podróże lokalnymi autobusami mają w sobie pewien masochistyczny urok, który jednak po kilku podróżach całkowicie zanika, pozostaje sam aspekt masochistyczny, już bez uroku. Decyduję się więc na turystyczny autokar Greenline, koszmarnie drogi, jak na lokalne warunki, i prawdę mówiąc, nie wart swojej ceny. Ma natomiast dwie ważne zalety, można kupić bilet z dowolnym wyprzedzeniem, a terminal położony jest w ścisłym centrum.
Category Archives: Nepal 2013 – Beni-Dhorpatan
13-14.IX.2013 – Darbang-Sibang-Lumsung.
Z Darbang wyruszam ok. 0900, mimo wczesnej pory, słońce bardzo mocno operuje. Do tego dochodzi ponad trzydziestokilogramowy koszmar na grzbiecie… Pierwszy dzień zapowiada się ciężko. Po pierwszych 500 metrów przewyższenia i dwóch godzinach drogi, docieram do uroczej wioski Dharapani. Tu przystanek na herbatę i dal bhaat.
15.IX.2013 – Lumsung-Jaljal La.
Nieco obawiam się dzisiejszego dnia, bo mam do pokonania prawie 1300 metrów w pionie, jest to jedno z największych przewyższeń na całym treku. Z 20-kilowym plecakiem byłaby to przyjemność, wręcz relaksujący spacer. Ponad 30 kilo to jednak zupełnie inna historia. Decyduję się co dwadzieścia minut robić krótką przerwę, w praktyce oznacza to przerwę co ok. 100 metrów przewyższenia. System się sprawdza, jestem w stanie w ten sposób w miarę bezstresowo targać niebieskiego potwora do góry, w każdym razie przez pierwsze godziny.
16-17.IX.2013 – Jaljal La-Dhorpatan.
Chwilę przed szóstą budzi mnie Phul, chmur brak, można podziwiać widoki. Z kubkiem gorącej kawy siadam na ławce i obserwuję słońce powoli wynurzające się zza Annapurny i grę swiateł na ścianie Dhaulagiri.
18.IX.2013 – Dhorpatan-Phagune Phedi.
Od rana mam dosyć gór, plecaka, a przede wszystkim dal bhaat. Po dużym wysiłku komunikacyjnym udaję mi się przekonać gospodynię, że ryż z niedogotowanymi kartoflami i soczewicą to nie jest optymalny posiłek na rozpoczęcie dnia. Dostaję kilka słodkawych chlebków roti i dużo herbaty.
19.IX.2013 – Phagune Phedi-Bobang.
Po śniadaniu z suchego musli z mlekiem w proszku i wody, zostawiam pasterzom wszystkie zapasy, które mogę odtworzyć w Kathmandu (czyli zupy, musli, orzechy i batony – zabieram tylko liofy i trochę suszonych owoców), feralne kartusze i ruszam w dół. Z plecakiem lżejszym o prawie 10 kg czuję się jak na planecie o niskim przyciąganiu. Chcę dzisiaj dotrzeć do Bobang, jakieś 6h stąd, skąd ponoć odjeżdżają dżipy do Baglung, sporego miasta w dol. Kali Gandaki, na drodze do Pokhary.
19-22.IX.2013 – Bobang-Pokhara-Kathmandu.
Wyruszając wczesnym rankiem z Bobang, jestem przekonany, że popołudniem, no, najpóźniej wieczorem, będę w Pokharze. Nawet rozważam złapanie popołudniowego autobusu do Kathmandu, jeśli dotrę na miejsce odpowiednio wcześnie i nie za bardzo zmęczony.