Od kilku tygodni zbieram się, żeby podsumować ten wyjazd w kilku zdaniach.
Generalnie, nie mam powodów do narzekania – przetestowałem kolejne miasto pod kątem średnioterminowego ekspatyzmu, wziąłem udział w odosobnieniu w autentycznym tybetańskim klasztorze, poznałem reinkarnowanego Rinpoche (o czym w innym poście, którego jeszcze nie napisałem), oswoiłem się z codziennym życiem w Boudha – największym chyba ośrodku tybetańskiej diaspory w Nepalu.