Dzisiaj ważny dzień, bo mijają mi właśnie dwa lata w Laosie. Bardzo to w sumie ciekawe dwa lata były, nie spodziewałem się, że zostanę tak długo, i że tak mi się tu spodoba.
Tag Archives: Vientiane
2020-10-31.
Tygodniami nic nie pisałem, jako że na początku października tydzień siedziałem w LP, potem tydzień odpoczywałem po motocyklowych eskapadach, następnie przez tydzień padało, a pod koniec miesiąca miałem na głowie planowanie przeprowadzki do LP. Ale wszystko się udało, dzisiaj zapakowałem do ciężarówki motory i kilka pudeł, a jutro rano lecę do nowego domu – gdzie, mam nadzieję, motory będą już na mnie czekać.
2020-09-27.
Jako że na ostatni weekend planowane były tajfuny, motory grzecznie spały na ganku. Co prawda okazało się, że Wientian nie został specjalnie (de facto w ogóle) dotknięty esktremalną pogodą – w odróżnieniu od południa – ale do końca nie było wiadomo jak to się skończy. Natomiast ten weekend chyba już można zaliczyć do tropikalnej jesieni/zimy, gdy temperatury schodzą nieco poniżej 30C, jest pogodnie i zasadniczo uroczo.
2020-09-18.
Nad Wientian nadciąga tajfun Noul-20 (być może skończy się na burzy tropikalnej, ale na razie nie wiemy). Cały region w oczekiwaniu, w południowej Tajlandii mobilizacja rozmaitych służb, otwierane są tamy, żeby zrobić w zbiornikach miejsce na cały ten deszcz.
2020-09-14.
Jako że czerwony potwór w pełni sił (No, prawie, olej wciąż cieknie z niej jak z kambodżańskiej dziwki, ale przestałem się tym przejmować – kupiłem stuptuty, żeby mi nie brudziła spodni. Om.), kolejny weekend w drodze. Ostatni weekend było tak testowo tylko, do podwientiańskiej miejscowości Tha Ngon, ale ten weekend już kawałek dalej, nad zalew Nam Ngum.
2020-09-11.
Monsun wrócił i nie bierze ofiar! Dzisiaj w nocy i nad ranem spadł na miasto chyba z metr deszczu. Rano dramatycznie zimno, chyba ledwo ponad 20C i obrazki jak tutaj.
2020-09-09.
No i tak. Szkolny rok się zaczął, dzieci (nie moje, co prawda, bo ja nie cierpię bachorów i żadnej absolutnie progenitury się nie dorobiłem) wróciły do szkoły, a do mnie, po kilku tygodniach czekania w warsztacie na różne części z Aliexpress, wrócił duży motor. I jestem super szczęśliwy, że zdecydowałem się na małą regenerację silnika (nowy tłok, pierścienie i różne uszczelki), bowiem czerwony potwór (2.0) jest wreszcie godzien tego miana. Ryczy jak smok, rwie się do przodu, nie dymi, pracuje równo jak nigdy. Przy okazji masę nauczyłem się na temat silników i ogólnej budowy motocykla.
2020-08-29.
Największe deszcze mamy chyba za sobą. Zaczyna się nawet robić ciepło – to znaczy skończyły się mrozy w rejonie 25° C i nieśmiało wychodzimy poza 33° C.
W mieście chyba daje się wyczuć pewne zniechęcenie – wiadomo już, że jesienno-zimowy sezon turystyczny z bardzo dużym prawdopodobieństwem nie wypali. Zamyka się coraz więcej lokali. W okolicy coraz więcej pustych domów do wynajęcia.
2020-08-26.
Deszcze odpuściły na kilka dni, i całe szczęście, bo zacząłem łapać monsunowego bluesa. Nie da się nigdzie polecieć (ani tym bardziej pojechać, bo błoto po pas i ciągle pada), miasto mokre i ciągle pada, wszystko wilgotne, lepkie i ciągle pada, nic tylko siedzieć w domu i oglądać seriale. Do tego w pracy sezon wakacyjny i nic się nie dzieje. Doprawdy.
2020-08-16.
Jesień, o której pisałem w poprzednim poście okazała się wcale nie taka przejściowa. Sierpień to szczyt pory deszczowej tutaj, najbardziej mokry miesiąc w roku. Czerwiec i lipiec, które zwyczajowo też są mokre, w tym roku były całkiem pogodne, co uśpiło moją czujność.
2020-08-03.
W Wientianie zaczęła się jesień – przejściowa co prawda. Burza tropikalna Sinlaku zrzuciła na miasto hektolitry wody. Przed prawie dwa dni padało non-stop. Uliczka przed domem zamieniła się w strumień, uaktywniły się setki żab, rano znalazłem nawet pod drzwiami małą, czarno-żółtą ropuszkę.
2020-07-23.
Zasadniczo na wschodzie bez zmian. Laos cały czas zamknięty. Wyjechać się co prawda da, choć nie jest to łatwe, ale powrót to już zupełnie inna sprawa. Ergo, nie ruszam się stąd, bo to dobre miejsce jest – na pewno lepsze od tego faszystowskiego ścieku znanego jako RP. Poza tym patrząc na to, co dzieje się z naszym wesołym wirusiakiem w US na przykład, kolejne kilka miesięcy w laotańskiej izolacji brzmi naprawdę dobrze.
2020-07-07.
Moja aktywność kronikarska wyraźnie wskazuje na to, że tryb bawoła w błocie mi się spodobał. Monsun w pełni, nie za gorąco, ani nie za zimno. Pada, ale wyjątkowo skromnie jak na tę porę roku. Ogród zarasta, od morw wręcz bije dzika energia, wypuszczają nowe gałązki, zaczynają bifurkować.
2020-06-21.
I tak w jednym kawałku wróciłem w zeszłą niedzielę do VTE po zrobieniu pełnej pętli Thakhek. Notabene, jak zwykle, w pewnej chwili przestało mi się chcieć pisać relację, ale postaram się dokończyć wkrótce. ;-) Przed śmiercią ze starości w każdym razie.
Wracałem w deszczu i skończyło się to przeziębieniem (podejrzewam, że stresy związane z jazdą po laotańskich drogach też zrobiły swoje, bo nie najlepiej sypiałem w trakcie podróży), ale raczej nie był to kowidek, więc w miarę szybko doszedłem do siebie.
2020-06-07.
Dzisiaj prawdziwe święto. Otóż ruszyłem się z Wientianu i zacząłem pierwszą laotańską wyprawę. Początkowo jakoś ciężko to szło, totalnie nie chciało mi się pakować. Rano nawet nie byłem pewien, czy dzisiaj wyjadę, ale ostatecznie wizja niedzieli spędzonej w domu skutecznie mnie zmotywowała do działania.
2020-06-06.
Kilka dni temu zrobiłem pierwszy krok w kierunku… działań proroślinnych. Bo to jeszcze nie jest etap ogarniania ogrodu. Otóż kilka tygodni temu kupiłem pięć sadzonek morwy, które przyjechały do mnie w czarnej tobie. Torbę postawiłem na stole, wlewałem do niej wodę raz na 2-3 dni, a morwy, nie zrażone moją obojętnością i rażącym brakiem profesjonalizmu, rosły i sprawiały wrażenie całkiem zadowolonych z życia (jak większość roślin w tej części świata o tej porze roku).
2020-05-30.
Zabrałem dzisiaj motor na mały przegląd, bo za tydzień chcę ruszyć w dzicz na jakiś czas. Mam już urlop, nie wiem jeszcze tylko, czy cały sprzęt, jaki zamówiłem, dotrze na czas z Tajlandii.
2020-05-28.
Myślę, że wreszcie nadszedł moment, na który czekałem od dawna – zaczyna się monsun. To jest absolutnie wspaniała część roku, szczególnie po kilku tygodniach koszmarnych upałów. Temperatury spadły do ok. 30-33 stopni, regularnie pada, zwykle jest pochmurno, zieleń zaczyna być coraz bardziej soczysta, jest mniej kurzu, rzeki się podnoszą, wszystko wygląda lepiej. Windy pokazuje taki stan rzeczy przez najbliższe 10 dni, więc jest szansa, że tak już zostanie aż do jesieni, kiedy to zrobi się jeszcze chłodniej, ale za to bardziej sucho.
Nie wiem, czy to już zdziadzienie, czy moja zwyczajowa obsesja monsunowa, ale wykupiłem nawet abonament na windy, żeby móc śledzić prognozy godzinowe.
2020-05-16.
Nie odzywałem się chwilę, ale to dlatego, że totalnie wsiąkłem w kwestie przeprowadzki do nowego domu. Domu dużą literą, de facto, bo mam średniej wielkości ogród (choć lokalsi zaliczają go do “big gardens”), dwa piętra, masę przestrzeni, swobody i prywatności.
2020-05-05.
Laos wczoraj częściowo wrócił do normalności. Pootwierały się sklepy, kawiarnie i rozmaite lokale, których charakter pozwala na zachowanie zdrowego dystansu między homo sapiens. Za kilka dni powinny otworzyć się szkoły. Moja teacher, Khamla, wróciła ze swojej wioski i wczoraj zaprzęgłem swój rozleniwiony długim weekendem mózg do laotańskich literek.