Karma ma niewątpliwy aspekt cykliczny – i tak, po dwuletniej przerwie, znowu trafiłem do Szwajcarii. Tym razem nie na stałe, ale z perspektywą regularnych odwiedzin co kilka tygodni.
Trochę to niespodziewany obrót sprawy, bo jeszcze w grudniu planowałem do wiosny siedzieć w Nepalu, ale – jak pisałem w innym miejscu – życie w Kathmandu nie do końca mi się spodobało (ani chybi starość) i z początkiem roku wróciłem do rzplitej burackiej (gdzie jest jeszcze gorzej ;-)).